Zamów
konsultację
konsultację
Lipiec rozpocząłem od służbowego pobytu w Trójmieście przebiegłem trasę Ultra Way 22k wiodącą przez Trójmiejski Park Krajobrazowy. Trening wyszedł całkiem nieźle, bo około 23k w 1:46h. Kolejnego dnia już na Bydgoskim Parku Przemysłowym wpadła poranna dyszka w 43:46. To były takie dwa Easy Day po jednym treningu. Potem było już tylko ciężej.
Sobota zaczęła się od luźnych 30k w Puszczy Bydgoskiej, a skończyła jeszcze bardziej luźną szóstką na Parku Przemysłowym. W niedzielę trening 18×500 65’ było mocno, dlatego potem już tylko czill. Kolejny tydzień był jeszcze bardziej aktywny. Z ciekawszych treningów – 6 lipca poranny rower 30k plus mocniejsze bieganie 5k+3k+1k p. 1k (11k po 3:37). To była totalna kumulacja zmęczenia i konkretny zgon. Trening głowy i charakteru. Lipiec różnił się od poprzednich miesięcy pod kilkoma względami. Po pierwsze objętość treningowa 685km samego biegania to w porównaniu z zeszłorocznym lipcem, blisko połowa więcej. Po drugie samopoczucie, które w lipcu było wręcz idealne, a po trzecie tak często zapomniany relaks. Muszę przyznać, że w tym miesiącu, jak nigdy wcześniej potrafiłem znaleźć czas na totalny relaks, nawet na kilka dni udało się odciąć nieco od social mediów, co w moim przypadku graniczy z cudem.
9,10,11 lipca zawitałem do Szczecina w celach służbowych. Praca pracą, ale trening trzeba wykonać. 12k w tempie 3:30 z Michałem Oliwą weszło tak pięknie, że łydki czułem całą noc. Dodam, że w trakcie złapała nas straszna ulewa i dokończenie treningu było dużym wyzwaniem. W takich momentach uświadamiam sobie, że trening w towarzystwie zdecydowanie ma znaczenie. Samemu ciężko się zmotywować w takich warunkach, a co dwóch „wariatów biegowych” to nie jeden. Po powrocie ze Szczecina 17k w tempie 4:39 i dużo, dużo snu. 12 lipca Morning Run + przyspieszenia na segmentach w Puszczy, a popołudniu dyszka w Jeleniej Górze. Tak, tak znowu krótki wypad w góry. Wychodzę z założenia, że „Podróże to jedyna rzecz na którą wydajemy pieniądze, a stajemy się bogatsi.” I tyczy się to zarówno wielkich podróży jak i tych małych. Każda niesie za sobą masę przeżyć, nowych doświadczeń, cudownych widoków, miłych chwil no i co najważniejsze dobrych treningów.
We wtorek trzynastego z samego rana – dobrze, że nie piątek, 35k na Śnieżkę, potem kąpiel, obiadek, delikatny odpoczynek i o 17:00 40k rowerowej frajdy. Środa pod tytułem „ciężkie nogi”, udało się jednak zaliczyć pofałdowaną trasę pod Chojnikiem 10×1’/1’. Pod wieczór wpadłem na pomysł, by zrobić mocny trening wbiegając 4 razy pod Petrovą boude co dało łącznie 29k, ponad 2000m przewyższenia. Zmodyfikowałem trening do 3 razy i było to blisko 3h treningu – kawał dobrej, nikomu niepotrzebnej roboty. Po takim treningu jedyne o czym myślałem, to schłodzić się w wodospadzie. Jak pomyślałem, tak też zrobiłem. Dlatego tak bardzo kocham bieganie po górach. Góry to wolność, cudowne widoki i każdorazowo nowe doświadczenie. Mógłbym tutaj zamieszkać.
Nie byłbym sobą, gdybym wieczorem nie ruszył na kolejny trening BNP BC2 – 6,2k tempo 3:26, tym razem na stadionie. Tak, tak wiem dużo trenuję, ale treningi są dla mnie, jak mycie zębów, nie myślę o nich po prostu to robię – decyzja została podjęta. Po takim dniu należała się dobra kawa i smaczne ciacho. Mało kto wie, że jestem niezłym łasuchem. W ostatnim dniu pobytu w Jeleniej Górze podbieg na Mała Upa, co prawda to już któryś raz z kolei, natomiast zdobyte dwie koronki na Strava pokazują, że jest coraz lepiej. Kolejnego dnia treningowy półmaraton w Duszniki- Zdrój na totalnie luźnej nodze. Z tak przepracowanego tygodnia byłem mega zadowolony, dlatego wróciwszy do Bydgoszczy w niedzielę rano wpadło 55k rowerowej przejażdżki do Chrośnej, a na dobranoc spokojne 8k w tempie 4:40.
Dwa dni w domu i już mnie nosiło na wyjazd – uwielbiam to moje życie na walizkach. Ponownie padło na Trójmiasto, kolejny raz pokonałem trasę Ultra Way 22k, tym razem w towarzystwie lokalnych przewodników z Piotrem Bętkowskim na czele. Dzień później z samego rana BC2 z Benkiem i człowiek o 8 rano był już po robocie. Kolejne kilka dni to urlop spędzony w gronie rodzinnym i mój totalny reset. Oczywiście treningi były, bo bez tego ani rusz, ale w większości odpoczynek i czill. Tego mi było trzeba. Niestety wszystko, co dobre, szybko się kończy, tak tez było z moim urlopem. Po powrocie zrobiłem dwa treningi po 8k (I – 3:27/km; II – 4:07/km). Co prawda plan był trochę inny, ale pogoda mnie zabiła. Zdecydowanie muszę złapać trochę świeżości.
Ostatnie dni lipca spędziłem w moich ukochanych Karkonoszach. Ah, jak ja lubię tam być. Kawa, góry, przygoda – nic więcej mi nie potrzeba. Przez 3 dni pobytu w górach zrobiłem 7h biegania, w tym przypadku to jakieś 73km. Wyjazd krótki, ale intensywny. Góry mnie inspirują, wyciszają i ładują pozytywną energią. Nie do końca jestem w stanie to opisać słowami, ale myślę, że wiecie o co mi chodzi.
Reasumując, lipiec to do tej pory najlepszy dla mnie miesiąc, zarówno pod kątem treningowym, jak i prywatnym. Zobaczymy, co przyniesie sierpień…