Zamów
konsultację
konsultację
Czerwiec zacząłem od BC3 – 10km. Po drugim kilometrze wiedziałem, że to będzie ciężki dzień. Kumulacja zmęczenia dawała o sobie znać. Plan był BNP i kontrolowane przejście z BC2 na BC3 – 12 km. Tydzień wcześniej 10 km na dużo świeższych nogach zwiastowało dosyć prosty trening. Tętno bardzo wysokie, szkoda, że bez pomiaru kwasu. Tak więc rozpocząłem miesiąc dyszką po 3:31/km, a następnego dnia już byłem w moich ukochanych Karkonoszach.
Czerwiec jest dla mnie dość intensywnym okresem. To przede wszystkim koncentracja na treningu specyficznym w ramach BPS (Bezpośredniego Przygotowania Startowego). Udział w #Biegu Frassatiego miał być zwieńczeniem całej pracy, jaką wykonałem na przestrzeni ostatnich miesięcy. Nie będę ściemniać – bywało różnie, zwłaszcza, gdy tętno pokazywało wysokie liczby, przez upały, nie mogłem spać, czułem nawet delikatny stres. Miałem jednak poczucie, że najgorsze za mną, a czerwiec zacząłem naprawdę bardzo dobrze. Nie spodziewałem się już gwałtownego wzrostu formy, raczej na zbieranie owoców wcześniej wykonanej pracy. Nie widziałem sensu narzucania sobie zbyt dużych obciążeń, by nie doprowadzić do kontuzji, ale nie zamierzałem też zbytnio luzować. Moja uwaga skupiona była głównie na regeneracji, rozciąganiu i odpowiedniej ilości snu.
Podczas 5 dniowego pobytu w górach zrobiłem 86k na biegowo i ponad 82k na rowerze. Łączny czas treningów wyniósł 11h. Czas wykorzystany w pełni, przy czym, jak wspomniałem wcześniej dbałem o odpowiednią regenerację i ilość snu. Równowaga zachowana. Na koniec wyjazdu intensywne up na Mała Upa. Po powrocie do Bydgoszczy ciąg dalszy bezpośredniego przygotowania pod bieg, który nadchodził wielkimi krokami. Dalej nie zwiększałem apetytu na ciężkie treningi, ani nie zwalniałem tempa, jedynie starałem się utrzymać formę, która była według mnie wystarczająca, by powalczyć o podium w zaplanowanym na 19 czerwca biegu.
11 czerwca to Speedway z Szymon Woźniak – 60k rowerowej przejażdżki totalnie mnie odprężyła. Nie ma to jak dobry trening w dobrym towarzystwie. Od razu człowiek nabiera pozytywnej energii. Następnego dnia wpadła piętnastka EASY RUN po 4:30/km. Jakaś taka ciężka noga była, w trakcie złapała mnie ulewa, przez cały trening mocny wiatr. W Polsce tak już jest z pogodą, że jednego dnia upał i słoneczko, a drugiego ulewa i silny wiatr. W planach na 13-sty dzień czerwca było trochę mocniejsze bieganie po segmencie w Puszczy, które oprócz Koronki na STRAVA dało mi poczucie, że jestem w dobrej formie.
Doprawdy nie wiem jak to możliwe, że w tym roku czas leci jak szalony. Został tydzień do Startu, a ja nie wiem kiedy to zleciało. Na tydzień przed zawodami staram się już mocno wyciszyć i skupić na przygotowaniu mentalnym. Trenowałem nieco lżej, natomiast aż do soboty żadnego dnia nie pozostawiłem bez treningu. Nadeszła chwila, by sprawdzić czy moja ciężka praca oraz determinacja przyniesie rezultaty (całkiem nieskromnie powiem, że liczyłem na podium).
Pierwsza konkretna gleba na biegu górskim zaliczona. Nie pamiętam, żebym się tak kiedykolwiek wyj… przepraszam, przewrócił. Oczywiście zwycięstwo rekompensuje ból i straty w sprzęcie, ale od początku. 19 czerwca Międzybrodzie Bialskie 28 stopni w cieniu i ja gotowy do startu. W zasadzie wszystko było, jak trzeba. Czułem, że jestem dobrze przygotowany i chcę dać z siebie wszystko. Tak też się stało, co prawda nie prowadziłem od samego początku, natomiast od początku biegłem w czołówce. Na 2km przed metą miałem wypadek, nie wiem ile metrów poleciałem i jak udało mi się tak szybko pozbierać. Kiedy wbiegłem na metę poczułem nie tylko niesamowitą radość i satysfakcję będąc zwycięzcą, ale też ogromny ból całego ciała od stóp, po żebra. Tak obolały nie byłem nigdy. Ból bólem, ale jaka satysfakcja, że praca, którą włożyłem na treningach oddała na zawodach.
Dwa dni po zawodach wpadł fajny trening rowerowy blisko 90 k w niecałe 3h, a na koniec dnia spokojne 11k wokół swojego „podwórka”. Praktycznie cały tydzień robiłem dziennie dwie jednostki treningowe, z czego jestem mega zadowolony. 25 czerwca przerobione 20k – dobrze się biegło, noga podawała. Temperatura trochę spadła i co prawda odczuwalna wilgoć była spora, ale to nie stanowiło dla mnie większego problemu. Jedyny problem, to nadal doskwierający ból żeber. Mimo niepełnej dyspozycji, sobota i niedziela aktywnie – sobota 35k, niedziela 20k.
Poniedziałkowy ranek, już w nadmorskich klimatach trening 10×1/1’, a popołudniu 17k Easy Run w tempie 4:23/ km. W czwartek Hill Workout, czyli biegiem na Wieżycę – najwyższe wzgórze pasma morenowych Wzgórz Szymbarskich o wysokości 328,7 m n.p.m, położone w woj. pomorskim, w powiecie kartuskim, w gminie Stężyca. W ostatni dzień miesiąca zafundowałem sobie Tempo Run 10k + 4x500m p.2’, z którego jestem bardzo zadowolony. Noga podawała aż miło. 10k – 33:53 – śr. 3:23/km 500m – 1:30; 1:29; 1:27; 1:26. To był naprawdę udany miesiąc. Cieszę się, że spędziłem trochę czasu w górach i miałem solidne przygotowanie „na wysokościach”, sporo godzin treningów w tlenie, co przełożyło się na poprawę mojej wydolności. Zaczynam lipiec z optymizmem i obiecuję sobie teraz troszkę poluzować.